,,But it's too late to come on home
Are all those bridges now old stone?”
Jadąc do Meksyku, miała
nadzieję, że zapomni o swoim uczuciu do Isabelli. Miała nadzieję, że zacznie od
nowa. Może w końcu zdecydowałaby się też na zmianę nazwiska?
Nie sądziła jednak, że
spotka tam Isę. Nie sądziła, że początkowo będzie to dla niej piekło ‒
przebywanie tak blisko blondynki i niemożność wyznania jej prawdy. Marzyła, by
jak najszybciej wyjechać z hotelu, a jednocześnie, by jak najdłużej rozkoszować
się chwilami spędzonymi z przyjaciółką. Wiedziała, że tym razem musi to być naprawdę jej ostatni raz, gdy ją widzi.
Była świadoma, co działo się z nią, gdy Isa była bliska niej. Próbowała
zatuszować to, zwracając się do niej jej pełnym imieniem, nie mówiąc o swoich
uczuciach, nie spędzając z nią zbyt dużo czasu.
Po sytuacji z
paparazzimi była już niemal pewna, że wyjedzie. Nie mogła znieść tych
wszystkich pytań i aluzji. A gdy stanął przed nią Jason Dalloway, myślała, że
eksploduje.
Nie kochała już go i
była tego świadoma. Nie wiedziała jednak, że brak jej samoakceptacji był
skutkiem jego zachowania. Zobaczyła to dopiero wtedy, gdy mężczyzna z
bezczelnym uśmiechem zaczął wmawiać jej, że znów mogą być razem.
Nie mogła wierzyć, że
kiedyś się w nim zakochała. Teraz ten okres w jej życiu wydawał jej się być
jakimś złym, koszmarnym snem. Chciała cofnąć czas i nigdy się z nim nie
złączyć.
Chciała być z Isą. Tylko z Isą. Ta pewność uderzyła w nią
ze zdwojoną siłą, gdy jej pięść uderzyła w policzek Dallowaya.
Tylko czy Isa wciąż
chciała być z nią? Czy pod oficjalną ,,Florence” kryła się jeszcze ta sama miłość,
które błyszczała w jej oczach trzy lata temu? Pytania i prawda kłębiły się w
niej jak fale podczas sztormu. Jedyne, czego chciała, to być samą i wszystko
przemyśleć.
I wtedy przyszła ona ‒
nieubłagana, stojąca tak blisko niej. Kobieta wiedziała, że nie zdoła ukryć
swojego uczucia prze blondynką. Nagle pękły w niej wszystkie tamy i po prostu
była sobą ‒ zakochaną po uszy rudą wokalistką. Nie powstrzymywała się i nie
miała zamiaru tego robić.
Potem przyszedł czas na
wyznania. Isa przyjęła całą prawdę niesamowicie dobrze ‒ lepiej, niż
przypuszczała Florence. Mimo to była bardzo zdziwiona powodem, dla którego ruda
przez trzy lata się ukrywała. Zdawało się, że kobieta była głęboko przekonana o
tym, że jest inny, bardziej realny powód nieobecności wokalistki. Florence
wolała jednak nie wchodzić w szczegóły i pozwoliła, by po prostu pochłonął ją
wir namiętności.
***
Gdy obudziła się rano,
Isa jeszcze spała, a jej ramię przerzucone było przez talię Florence. Ruda
uśmiechnęła się na wspomnienie poprzedniego wieczoru i mocno przytuliła do
kobiety. Unosiła już głowę, by obudzić Isabellę czułym pocałunkiem, gdy
usłyszała ciche dźwięki wibracji telefonu. Przekręciła się na drugi bok i
zobaczyła komórkę blondynki leżącą obok szafki nocnej. Jej ekran był
rozświetlony i widniało na nim tylko jedno słowo.
Rob.
Ruda delikatnie
wyśliznęła się z objęć kobiety, próbując jej nie obudzić i zbliżyła się w
stronę telefonu. Wzięła go do ręki i szybko przeszła do łazienki przylegającej
do pokoju. Dopiero tam odebrała połączenie.
‒ Halo? ‒ zapytała
cicho.
‒ Cześć, Isa, dzwonię,
bo nie obierałaś ode mnie wczoraj telefonu, dokończysz mi to, co zaczęłaś mówić
wczoraj? ‒ powiedział mężczyzna z drugiej strony telefonu, niemal na jednym
oddechu. Florence od razu rozpoznała jego głos.
Rob. Rob Ackroyd. Dawny
gitarzysta w jej zespole.
‒ Rob? ‒ Jej głos
drżał.
‒ Florence? ‒ Przemówił
dopiero po chwili, jakby musiał poukładać sobie w głowie pewne sprawy.
‒ Tak ‒ odparła, lekko
uśmiechając się do samej siebie. ‒ To ja, Rob.
‒ Florence. Florence. Nie
wierzę ‒ wykrztusił. ‒ Tak dobrze jest znów cię usłyszeć.
‒ Ciebie też. Nawet nie
wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłam. Za tobą i za całym zespołem. ‒ Poczuła,
jak łzy napływają do jej oczu.
‒ To dlaczego nie
wróciłaś? Czekaliśmy na ciebie…
‒ To skomplikowane,
Rob. ‒ Na chwilę przymknęła oczy, próbując opanować łzy. ‒ Co zaczęła mówić ci
wczoraj Isa? ‒ Zmieniła temat.
‒ To, yyyy…. Nieważne ‒
zająknął się. ‒ Naprawdę nieważne. Załatwialiśmy po prostu pewną starą sprawę…
‒ Rozumiem ‒
powiedziała Florence, mimo że myślała coś zupełnie innego. ‒ Rozumiem.
‒ Mam nadzieję, że się
jeszcze spotkamy, Florence ‒ powiedział Rob, poważnym tonem. Kobieta mogła
wyobrazić sobie jego minę, gdy to mówił ‒ jego ściągnięte brwi, wąskie usta i
oczy wypełnione troską zmieszaną z nadzieją.
‒ Ja też mam taką
nadzieję, Rob ‒ rzekła, po czym rozłączyła się, by mężczyzna nie usłyszał
głośnego szlochu, który zaczął wydostawać się z jej gardła.
Rob. Chris. Mark.
Rusty. Valdis. Sigrùn. Björk. Lucy. Roo.
Isa.
Opuściła ich, myśląc,
że tak będzie najlepiej dla nich wszystkich. Przez trzy lata uważała, że było
to naprawdę dobre rozwiązanie. Myślała, że tylko ona cierpi, a oni radzą sobie
bez niej, że normalnie funkcjonują. Ale gdy usłyszała głos Roba, coś się w niej
złamało. On za nią tęsknił. Z jednej
strony miała ochotę od razu wsiąść w samolot i spotkać się z nim, spotkać się z
każdym członkiem jej zespołu. Jednak jak miałaby im wytłumaczyć to, że zniknęła
na trzy lata? Czy to wszystko byłoby tak łatwe, jak się wydaje? Czy byliby w
stanie znów ze sobą rozmawiać, po tym wszystkim, co się stało?
Usiadła na zimnej
podłodze i rozpłakała się na dobre. Wiedziała, że wyznanie swojego uczucia
Isabelli nie rozwiąże wszystkich problemów, ale nie spodziewała się, że to
wszystko spadnie na nią tak nagle. Chciała cofnąć czas choć trochę, by nigdy
nie odebrać telefonu od Roberta.
Nagle usłyszała cichy
dźwięk otwieranych drzwi. Uniosła w głowę i spojrzała zapuchniętymi od łez
oczami na stojącą w progu Isę. Kobieta zbliżyła się do rudej i przyklęknęła
obok niej.
‒ Co się stało, Flo? ‒
zapytała czule, ocierając jej policzki.
‒ Ja… odebrałam twój
telefon ‒ wyszlochała. ‒ Rozmawiałam z Robem.
Blondynka spięła się.
‒ I co ci powiedział? ‒
zapytała czujnie, próbując utrzymać ten sam ton głosu.
‒ Że chciałby się ze
mną spotkać. ‒ Łzy ponownie trysnęły z jej oczu.
‒ Flo, czy to powód do
płaczu? On po prostu za tobą tęskni, tak samo, jak tęskniłam ja. ‒ Mocno ją
przytuliła, jednocześnie rozluźniając swoje ramiona. ‒ Tęskni tak, jak tęsknią
wszyscy.
‒ Ja tez za nim
tęsknię, Isa. Ale nie czuję się na siłach, by się z nim zobaczyć. By zobaczyć
się z kimkolwiek z zespołu. Boję się, że to spotkanie wszystko zepsuje.
Zmieniliśmy się, nie będę wiedziała, jak z nimi rozmawiać, jak się im
wytłumaczyć… Po prostu boję się tego…
‒ To, co teraz powiem
zabrzmi pewnie szorstko, ale… ‒ Wzięła głęboko wdech. ‒ Musisz po prostu podjąć
męska decyzję ‒ czy zostajesz tutaj, a potem znów szlajasz się po ciemnych
uliczkach Los Angeles, czy… czy wracasz ze mną do domu. Do Londynu.
******
Hej, kochani!
Tak, jak obiecałam, ostatnia część tego kręgu. Kolejne rozdziały standardowo za dwa tygodnie.
J. M. xxx
Ugh, znowu brak mojego komentarza pod ostatnim rozdziałem. Zła Mona!!
OdpowiedzUsuńChciałam tylko nadmienić, że czytam wszystkie rozdziały po kolei. Urzekła mnie ta historia, niby zwyczajna, a jednak inna. Nie wiem, może to ta ciekawość przed czymś nowym. Przyznam, że takich historii obyczajowych nie czytuję za często ;)
Bardzo mnie ciekawi spotkanie całego zespołu i cieszę się, że w swoim opowiadaniu nadmieniłaś sprawę, o której rzadko się mówi, z wiadomych przyczyn :)
Duużo weeny!
~ MonaVeerax3