piątek, 21 października 2016

Jestem zagubiona

,,But it's too late to come on home
Are all those bridges now old stone?”

Jadąc do Meksyku, miała nadzieję, że zapomni o swoim uczuciu do Isabelli. Miała nadzieję, że zacznie od nowa. Może w końcu zdecydowałaby się też na zmianę nazwiska?
Nie sądziła jednak, że spotka tam Isę. Nie sądziła, że początkowo będzie to dla niej piekło ‒ przebywanie tak blisko blondynki i niemożność wyznania jej prawdy. Marzyła, by jak najszybciej wyjechać z hotelu, a jednocześnie, by jak najdłużej rozkoszować się chwilami spędzonymi z przyjaciółką. Wiedziała, że tym razem musi to być naprawdę jej ostatni raz, gdy ją widzi. Była świadoma, co działo się z nią, gdy Isa była bliska niej. Próbowała zatuszować to, zwracając się do niej jej pełnym imieniem, nie mówiąc o swoich uczuciach, nie spędzając z nią zbyt dużo czasu.
Po sytuacji z paparazzimi była już niemal pewna, że wyjedzie. Nie mogła znieść tych wszystkich pytań i aluzji. A gdy stanął przed nią Jason Dalloway, myślała, że eksploduje.
Nie kochała już go i była tego świadoma. Nie wiedziała jednak, że brak jej samoakceptacji był skutkiem jego zachowania. Zobaczyła to dopiero wtedy, gdy mężczyzna z bezczelnym uśmiechem zaczął wmawiać jej, że znów mogą być razem.
Nie mogła wierzyć, że kiedyś się w nim zakochała. Teraz ten okres w jej życiu wydawał jej się być jakimś złym, koszmarnym snem. Chciała cofnąć czas i nigdy się z nim nie złączyć.
Chciała być z Isą. Tylko z Isą. Ta pewność uderzyła w nią ze zdwojoną siłą, gdy jej pięść uderzyła w policzek Dallowaya.
Tylko czy Isa wciąż chciała być z nią? Czy pod oficjalną ,,Florence” kryła się jeszcze ta sama miłość, które błyszczała w jej oczach trzy lata temu? Pytania i prawda kłębiły się w niej jak fale podczas sztormu. Jedyne, czego chciała, to być samą i wszystko przemyśleć.
I wtedy przyszła ona ‒ nieubłagana, stojąca tak blisko niej. Kobieta wiedziała, że nie zdoła ukryć swojego uczucia prze blondynką. Nagle pękły w niej wszystkie tamy i po prostu była sobą ‒ zakochaną po uszy rudą wokalistką. Nie powstrzymywała się i nie miała zamiaru tego robić.
Potem przyszedł czas na wyznania. Isa przyjęła całą prawdę niesamowicie dobrze ‒ lepiej, niż przypuszczała Florence. Mimo to była bardzo zdziwiona powodem, dla którego ruda przez trzy lata się ukrywała. Zdawało się, że kobieta była głęboko przekonana o tym, że jest inny, bardziej realny powód nieobecności wokalistki. Florence wolała jednak nie wchodzić w szczegóły i pozwoliła, by po prostu pochłonął ją wir namiętności.

***
Gdy obudziła się rano, Isa jeszcze spała, a jej ramię przerzucone było przez talię Florence. Ruda uśmiechnęła się na wspomnienie poprzedniego wieczoru i mocno przytuliła do kobiety. Unosiła już głowę, by obudzić Isabellę czułym pocałunkiem, gdy usłyszała ciche dźwięki wibracji telefonu. Przekręciła się na drugi bok i zobaczyła komórkę blondynki leżącą obok szafki nocnej. Jej ekran był rozświetlony i widniało na nim tylko jedno słowo.
Rob.
Ruda delikatnie wyśliznęła się z objęć kobiety, próbując jej nie obudzić i zbliżyła się w stronę telefonu. Wzięła go do ręki i szybko przeszła do łazienki przylegającej do pokoju. Dopiero tam odebrała połączenie.
‒ Halo? ‒ zapytała cicho.
‒ Cześć, Isa, dzwonię, bo nie obierałaś ode mnie wczoraj telefonu, dokończysz mi to, co zaczęłaś mówić wczoraj? ‒ powiedział mężczyzna z drugiej strony telefonu, niemal na jednym oddechu. Florence od razu rozpoznała jego głos.
Rob. Rob Ackroyd. Dawny gitarzysta w jej zespole.
‒ Rob? ‒ Jej głos drżał.
‒ Florence? ‒ Przemówił dopiero po chwili, jakby musiał poukładać sobie w głowie pewne sprawy.
‒ Tak ‒ odparła, lekko uśmiechając się do samej siebie. ‒ To ja, Rob.
‒ Florence. Florence. Nie wierzę ‒ wykrztusił. ‒ Tak dobrze jest znów cię usłyszeć.
‒ Ciebie też. Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłam. Za tobą i za całym zespołem. ‒ Poczuła, jak łzy napływają do jej oczu.
‒ To dlaczego nie wróciłaś? Czekaliśmy na ciebie…
‒ To skomplikowane, Rob. ‒ Na chwilę przymknęła oczy, próbując opanować łzy. ‒ Co zaczęła mówić ci wczoraj Isa? ‒ Zmieniła temat.
‒ To, yyyy…. Nieważne ‒ zająknął się. ‒ Naprawdę nieważne. Załatwialiśmy po prostu pewną starą sprawę…
‒ Rozumiem ‒ powiedziała Florence, mimo że myślała coś zupełnie innego. ‒ Rozumiem.
‒ Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy, Florence ‒ powiedział Rob, poważnym tonem. Kobieta mogła wyobrazić sobie jego minę, gdy to mówił ‒ jego ściągnięte brwi, wąskie usta i oczy wypełnione troską zmieszaną z nadzieją.
‒ Ja też mam taką nadzieję, Rob ‒ rzekła, po czym rozłączyła się, by mężczyzna nie usłyszał głośnego szlochu, który zaczął wydostawać się z jej gardła.
Rob. Chris. Mark. Rusty. Valdis. Sigrùn. Björk. Lucy. Roo.
Isa.
Opuściła ich, myśląc, że tak będzie najlepiej dla nich wszystkich. Przez trzy lata uważała, że było to naprawdę dobre rozwiązanie. Myślała, że tylko ona cierpi, a oni radzą sobie bez niej, że normalnie funkcjonują. Ale gdy usłyszała głos Roba, coś się w niej złamało. On za nią tęsknił. Z jednej strony miała ochotę od razu wsiąść w samolot i spotkać się z nim, spotkać się z każdym członkiem jej zespołu. Jednak jak miałaby im wytłumaczyć to, że zniknęła na trzy lata? Czy to wszystko byłoby tak łatwe, jak się wydaje? Czy byliby w stanie znów ze sobą rozmawiać, po tym wszystkim, co się stało?
Usiadła na zimnej podłodze i rozpłakała się na dobre. Wiedziała, że wyznanie swojego uczucia Isabelli nie rozwiąże wszystkich problemów, ale nie spodziewała się, że to wszystko spadnie na nią tak nagle. Chciała cofnąć czas choć trochę, by nigdy nie odebrać telefonu od Roberta.
Nagle usłyszała cichy dźwięk otwieranych drzwi. Uniosła w głowę i spojrzała zapuchniętymi od łez oczami na stojącą w progu Isę. Kobieta zbliżyła się do rudej i przyklęknęła obok niej.
‒ Co się stało, Flo? ‒ zapytała czule, ocierając jej policzki.
‒ Ja… odebrałam twój telefon ‒ wyszlochała. ‒ Rozmawiałam z Robem.
Blondynka spięła się.
‒ I co ci powiedział? ‒ zapytała czujnie, próbując utrzymać ten sam ton głosu.
‒ Że chciałby się ze mną spotkać. ‒ Łzy ponownie trysnęły z jej oczu.
‒ Flo, czy to powód do płaczu? On po prostu za tobą tęskni, tak samo, jak tęskniłam ja. ‒ Mocno ją przytuliła, jednocześnie rozluźniając swoje ramiona. ‒ Tęskni tak, jak tęsknią wszyscy.
‒ Ja tez za nim tęsknię, Isa. Ale nie czuję się na siłach, by się z nim zobaczyć. By zobaczyć się z kimkolwiek z zespołu. Boję się, że to spotkanie wszystko zepsuje. Zmieniliśmy się, nie będę wiedziała, jak z nimi rozmawiać, jak się im wytłumaczyć… Po prostu boję się tego…
‒ To, co teraz powiem zabrzmi pewnie szorstko, ale… ‒ Wzięła głęboko wdech. ‒ Musisz po prostu podjąć męska decyzję ‒ czy zostajesz tutaj, a potem znów szlajasz się po ciemnych uliczkach Los Angeles, czy… czy wracasz ze mną do domu. Do Londynu.   




****** 
Hej, kochani! 
Tak, jak obiecałam, ostatnia część tego kręgu. Kolejne rozdziały standardowo za dwa tygodnie. 
J. M. xxx



1 komentarz:

  1. Ugh, znowu brak mojego komentarza pod ostatnim rozdziałem. Zła Mona!!
    Chciałam tylko nadmienić, że czytam wszystkie rozdziały po kolei. Urzekła mnie ta historia, niby zwyczajna, a jednak inna. Nie wiem, może to ta ciekawość przed czymś nowym. Przyznam, że takich historii obyczajowych nie czytuję za często ;)
    Bardzo mnie ciekawi spotkanie całego zespołu i cieszę się, że w swoim opowiadaniu nadmieniłaś sprawę, o której rzadko się mówi, z wiadomych przyczyn :)

    Duużo weeny!
    ~ MonaVeerax3

    OdpowiedzUsuń