piątek, 21 października 2016

Jestem zagubiona

,,But it's too late to come on home
Are all those bridges now old stone?”

Jadąc do Meksyku, miała nadzieję, że zapomni o swoim uczuciu do Isabelli. Miała nadzieję, że zacznie od nowa. Może w końcu zdecydowałaby się też na zmianę nazwiska?
Nie sądziła jednak, że spotka tam Isę. Nie sądziła, że początkowo będzie to dla niej piekło ‒ przebywanie tak blisko blondynki i niemożność wyznania jej prawdy. Marzyła, by jak najszybciej wyjechać z hotelu, a jednocześnie, by jak najdłużej rozkoszować się chwilami spędzonymi z przyjaciółką. Wiedziała, że tym razem musi to być naprawdę jej ostatni raz, gdy ją widzi. Była świadoma, co działo się z nią, gdy Isa była bliska niej. Próbowała zatuszować to, zwracając się do niej jej pełnym imieniem, nie mówiąc o swoich uczuciach, nie spędzając z nią zbyt dużo czasu.
Po sytuacji z paparazzimi była już niemal pewna, że wyjedzie. Nie mogła znieść tych wszystkich pytań i aluzji. A gdy stanął przed nią Jason Dalloway, myślała, że eksploduje.
Nie kochała już go i była tego świadoma. Nie wiedziała jednak, że brak jej samoakceptacji był skutkiem jego zachowania. Zobaczyła to dopiero wtedy, gdy mężczyzna z bezczelnym uśmiechem zaczął wmawiać jej, że znów mogą być razem.
Nie mogła wierzyć, że kiedyś się w nim zakochała. Teraz ten okres w jej życiu wydawał jej się być jakimś złym, koszmarnym snem. Chciała cofnąć czas i nigdy się z nim nie złączyć.
Chciała być z Isą. Tylko z Isą. Ta pewność uderzyła w nią ze zdwojoną siłą, gdy jej pięść uderzyła w policzek Dallowaya.
Tylko czy Isa wciąż chciała być z nią? Czy pod oficjalną ,,Florence” kryła się jeszcze ta sama miłość, które błyszczała w jej oczach trzy lata temu? Pytania i prawda kłębiły się w niej jak fale podczas sztormu. Jedyne, czego chciała, to być samą i wszystko przemyśleć.
I wtedy przyszła ona ‒ nieubłagana, stojąca tak blisko niej. Kobieta wiedziała, że nie zdoła ukryć swojego uczucia prze blondynką. Nagle pękły w niej wszystkie tamy i po prostu była sobą ‒ zakochaną po uszy rudą wokalistką. Nie powstrzymywała się i nie miała zamiaru tego robić.
Potem przyszedł czas na wyznania. Isa przyjęła całą prawdę niesamowicie dobrze ‒ lepiej, niż przypuszczała Florence. Mimo to była bardzo zdziwiona powodem, dla którego ruda przez trzy lata się ukrywała. Zdawało się, że kobieta była głęboko przekonana o tym, że jest inny, bardziej realny powód nieobecności wokalistki. Florence wolała jednak nie wchodzić w szczegóły i pozwoliła, by po prostu pochłonął ją wir namiętności.

***
Gdy obudziła się rano, Isa jeszcze spała, a jej ramię przerzucone było przez talię Florence. Ruda uśmiechnęła się na wspomnienie poprzedniego wieczoru i mocno przytuliła do kobiety. Unosiła już głowę, by obudzić Isabellę czułym pocałunkiem, gdy usłyszała ciche dźwięki wibracji telefonu. Przekręciła się na drugi bok i zobaczyła komórkę blondynki leżącą obok szafki nocnej. Jej ekran był rozświetlony i widniało na nim tylko jedno słowo.
Rob.
Ruda delikatnie wyśliznęła się z objęć kobiety, próbując jej nie obudzić i zbliżyła się w stronę telefonu. Wzięła go do ręki i szybko przeszła do łazienki przylegającej do pokoju. Dopiero tam odebrała połączenie.
‒ Halo? ‒ zapytała cicho.
‒ Cześć, Isa, dzwonię, bo nie obierałaś ode mnie wczoraj telefonu, dokończysz mi to, co zaczęłaś mówić wczoraj? ‒ powiedział mężczyzna z drugiej strony telefonu, niemal na jednym oddechu. Florence od razu rozpoznała jego głos.
Rob. Rob Ackroyd. Dawny gitarzysta w jej zespole.
‒ Rob? ‒ Jej głos drżał.
‒ Florence? ‒ Przemówił dopiero po chwili, jakby musiał poukładać sobie w głowie pewne sprawy.
‒ Tak ‒ odparła, lekko uśmiechając się do samej siebie. ‒ To ja, Rob.
‒ Florence. Florence. Nie wierzę ‒ wykrztusił. ‒ Tak dobrze jest znów cię usłyszeć.
‒ Ciebie też. Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłam. Za tobą i za całym zespołem. ‒ Poczuła, jak łzy napływają do jej oczu.
‒ To dlaczego nie wróciłaś? Czekaliśmy na ciebie…
‒ To skomplikowane, Rob. ‒ Na chwilę przymknęła oczy, próbując opanować łzy. ‒ Co zaczęła mówić ci wczoraj Isa? ‒ Zmieniła temat.
‒ To, yyyy…. Nieważne ‒ zająknął się. ‒ Naprawdę nieważne. Załatwialiśmy po prostu pewną starą sprawę…
‒ Rozumiem ‒ powiedziała Florence, mimo że myślała coś zupełnie innego. ‒ Rozumiem.
‒ Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy, Florence ‒ powiedział Rob, poważnym tonem. Kobieta mogła wyobrazić sobie jego minę, gdy to mówił ‒ jego ściągnięte brwi, wąskie usta i oczy wypełnione troską zmieszaną z nadzieją.
‒ Ja też mam taką nadzieję, Rob ‒ rzekła, po czym rozłączyła się, by mężczyzna nie usłyszał głośnego szlochu, który zaczął wydostawać się z jej gardła.
Rob. Chris. Mark. Rusty. Valdis. Sigrùn. Björk. Lucy. Roo.
Isa.
Opuściła ich, myśląc, że tak będzie najlepiej dla nich wszystkich. Przez trzy lata uważała, że było to naprawdę dobre rozwiązanie. Myślała, że tylko ona cierpi, a oni radzą sobie bez niej, że normalnie funkcjonują. Ale gdy usłyszała głos Roba, coś się w niej złamało. On za nią tęsknił. Z jednej strony miała ochotę od razu wsiąść w samolot i spotkać się z nim, spotkać się z każdym członkiem jej zespołu. Jednak jak miałaby im wytłumaczyć to, że zniknęła na trzy lata? Czy to wszystko byłoby tak łatwe, jak się wydaje? Czy byliby w stanie znów ze sobą rozmawiać, po tym wszystkim, co się stało?
Usiadła na zimnej podłodze i rozpłakała się na dobre. Wiedziała, że wyznanie swojego uczucia Isabelli nie rozwiąże wszystkich problemów, ale nie spodziewała się, że to wszystko spadnie na nią tak nagle. Chciała cofnąć czas choć trochę, by nigdy nie odebrać telefonu od Roberta.
Nagle usłyszała cichy dźwięk otwieranych drzwi. Uniosła w głowę i spojrzała zapuchniętymi od łez oczami na stojącą w progu Isę. Kobieta zbliżyła się do rudej i przyklęknęła obok niej.
‒ Co się stało, Flo? ‒ zapytała czule, ocierając jej policzki.
‒ Ja… odebrałam twój telefon ‒ wyszlochała. ‒ Rozmawiałam z Robem.
Blondynka spięła się.
‒ I co ci powiedział? ‒ zapytała czujnie, próbując utrzymać ten sam ton głosu.
‒ Że chciałby się ze mną spotkać. ‒ Łzy ponownie trysnęły z jej oczu.
‒ Flo, czy to powód do płaczu? On po prostu za tobą tęskni, tak samo, jak tęskniłam ja. ‒ Mocno ją przytuliła, jednocześnie rozluźniając swoje ramiona. ‒ Tęskni tak, jak tęsknią wszyscy.
‒ Ja tez za nim tęsknię, Isa. Ale nie czuję się na siłach, by się z nim zobaczyć. By zobaczyć się z kimkolwiek z zespołu. Boję się, że to spotkanie wszystko zepsuje. Zmieniliśmy się, nie będę wiedziała, jak z nimi rozmawiać, jak się im wytłumaczyć… Po prostu boję się tego…
‒ To, co teraz powiem zabrzmi pewnie szorstko, ale… ‒ Wzięła głęboko wdech. ‒ Musisz po prostu podjąć męska decyzję ‒ czy zostajesz tutaj, a potem znów szlajasz się po ciemnych uliczkach Los Angeles, czy… czy wracasz ze mną do domu. Do Londynu.   




****** 
Hej, kochani! 
Tak, jak obiecałam, ostatnia część tego kręgu. Kolejne rozdziały standardowo za dwa tygodnie. 
J. M. xxx



wtorek, 18 października 2016

Bez twojej miłości

,,Without your love I’ll be so long and lost”

‒ Flo ‒ mruknęła Isabella w przerwie pomiędzy pocałunkami. ‒ Flo…
Ruda przycisnęła ją do siebie mocno, tak mocno, że kobieta bez problemu mogła poczuć dreszcze, które przebiegały przez ciało wokalistki. Florence wplotła palce w jasne włosy Isabelli i z zapamiętaniem pieściła jej usta swoimi wargami, a z jej gardła co jakiś czas wyrywały się jęki rozkoszy. Blondynka miała wrażenie, jakby w jej przyjaciółce pękły jakieś bariery i teraz jej pragnienia wylewały się gwałtownymi falami z wnętrza jej ciała. Każdy, nawet najmniejszy ruch rudej przepełniony był miłością i szczerością. Isabella była pewna, że Florence całuje ją dlatego, że pragnie tego z całych swoich sił. I z pewnością  było to to pragnienie tłamszone w niej od dłuższego czasu.  
Dlaczego jednak robiła to dopiero teraz? Po tylu latach rozłąki i tylu wylanych w Meksyku łzach? Po tych wszystkich oziębłych ,,Isabellach” i tajemnicach?
‒ Dlaczego? ‒ wyszeptała, odrywając swoje usta od płonących pożądaniem warg kobiety. ‒ Dlaczego, Flo? Dlaczego teraz?
‒ Kocham cię ‒ odpowiedziała tylko zdławionym głosem. W jej oczach lśniły łzy. ‒ Kochałam cię przez cały ten czas.
‒ Więc dlaczego teraz, Flo? ‒ ponowiła pytanie. Jej głos złamał się. Nie mogła myśleć o niczym innym, jak o słowach, które przed chwilą wypowiedziała ruda.
,,K o c h a  m n i e.”
‒ Ja po prostu… ‒ wzięła głęboki wdech, zjeżdżając dłońmi na kark blondynki i mocniej ją do siebie przyciągając. ‒ Ja po prostu nienawidziłam samej siebie.

***
‒ To wcale nie było tak, jak sobie wyobrażaliśmy ‒ szepnęła Isabella do swojego telefonu.
‒ Jak to? Przecież wszystko pasowało. Załamanie po rozstaniu z Jasonem, alienacja…
‒ Ale nie pasowało jej zachowanie podczas dzisiejszego spotkania z Dallowayem ‒ przerwała mężczyźnie zniecierpliwionym tonem. ‒ Dzisiaj wszystko mi wyjaśniła. Już rozumiem.
‒ Co rozumiesz?
‒ Dlaczego uciekła. Dlaczego nie było jej przez te trzy lata. I dlaczego spotkanie z Jasonem było jej tak niezbędne do wynurzenie się spod powierzchni. Ona po prostu… 
Drzwi do hotelowego pokoju Isabelli cicho się otwarły i w progu stanęła Florence. Ruda była owinięta jedynie jasnym ręcznikiem, sięgającym jej do połowy uda, a jej włosy były mokre. Na jej całym ciele lśniły drobne kropelki wody.
‒ Muszę już kończyć ‒ rzuciła szybko blondynka do telefonu, po czym odrzuciła urządzenie w bok. Usłyszała dźwięk zderzającego się plastiku z szafką nocną, jednak nie zwracała na niego uwagi. Mogła myśleć tylko o tym, jak cudownie wyglądała kobieta zbliżająca się do niej powoli.
‒ Kto do siebie dzwonił? ‒ zapytała Flo, siadając na skraju łóżka.
‒ Nikt ważny. ‒ Potrząsnęła głową.
‒ Na pewno? ‒ Przyjrzała jej się uważnie.
‒ Na pewno.
Blondynka przysunęła się do kobiety, a ich kolana zetknęły się z sobą.
‒ Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś? ‒ zapytała cicho, zmieniając temat.
‒ Kiedy uświadomiłam sobie, że to ciebie, a nie Jasona kochałam przez cały ten czas, czułam się, jakby ktoś mnie sparaliżował. Dalloway wciąż powtarzał, że jestem do niczego i powinnam się zmienić, bo nikt mnie nie zechce. Nie mogłam pozwolić, byś ty, tak wspaniała i cudowna osoba, musiała żyć ze mną. ‒ Ostatnie słowo wypowiedziała z goryczą. ‒ Tego dnia, gdy wyszłam z łazienki, a ty siedziałaś na łóżku z butelką wina i chciałaś mi coś powiedzieć, uświadomiłam sobie, że też mnie kochasz. Nie mogłam pozwolić na to, byśmy były razem. Zbyt mocno cię kochałam, Isabello. Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, byś nie dowiedziała się, że odwzajemniam twoje uczucie. Jednak uświadomiłam sobie, że nie mogę nawet z tobą przebywać. Pragnienie wyznania ci całej prawdy, dotknięcia cię, pocałowania, było zbyt palące. Wiedziałam, że pozostało mi już tylko wyjechanie. Zrobiłam to wszystko tylko dlatego, że chciałam cię chronić, Iso. Chronić przede mną samą ‒ wyznała cicho ruda. – Dlatego nie mogłam powiedzieć ci wcześniej. Dopiero gdy dziś rano uświadomiłam sobie, jak wielkim dupkiem jest Jason i jak bardzo to on, nie ja, potrzebuje się zmienić. Wtedy dotarło do mnie, że być może jest szansa, byśmy były razem. ‒ Lekko się uśmiechnęła. – Chciałam trochę poukładać to sobie w głowie, by przedstawić ci jakąś gotową przemowę, ale… co było dalej, już sama dobrze wiesz.
‒ Wiem ‒ zgodziła się Isa, kładąc swoją dłoń na jej ręce. ‒ Nadal nie mogę uwierzyć, jak okrutny był dla ciebie Jason. Myśleliśmy, że po prostu jesteś załamana po rozstaniu z nim, a ty… nie akceptowałaś samej siebie, nienawidziłaś samej siebie. Przez niego. To tysiąc razy gorsze.
‒ Myśleliśmy? ‒ Florence spojrzała blondynce prosto w oczy.
‒ Cały zespół ‒ skonkretyzowała. ‒ Bardzo długo spotykaliśmy się razem i próbowaliśmy wymyślić jakiś plan, żeby cię ocalić i sprowadzić do nas. Brakowało nam cię.
‒ A mimo to założyliście Time Machine. ‒ W jej słowach dało się słyszeć nutę wyrzutu. ‒ Tak, jakbyście jednak o mnie zapomnieli.
‒ Nigdy o tobie nie zapomnieliśmy. ‒ Kobieta wyciągnęła przed siebie ręce i przygarnęła Florence do swojej piersi. ‒ Nawet nazwa naszego zespołu nawiązywała do czasów, gdy z nami byłaś. Mieliśmy nadzieję, że dzięki temu, że powrócimy do grania, wspomnienia związane z tobą będą żywsze. Że to będzie nasz mały wehikuł czasu. A gdy zaczęły o nas pisać gazety, liczyliśmy na to, że przeczytasz o nas artykuł i zapragniesz wrócić.
‒ Pudło. Nie czytałam gazet. ‒ Roześmiała się.
‒ Co ty w ogóle wtedy robiłaś? ‒ Blondynka ukryła twarz we włosach kobiety.
‒ Upijałam się. Wydawałam pieniądze. Zażywałam tabletki nasenne. Myślałam o tobie. ‒ Zadarła głowę, bo spojrzeć na nią. ‒ Codziennie. Nie było dnia, kiedy twój obraz nie pojawiłby się w mojej głowie.
Isa nie odpowiedziała, tylko nachyliła się nad nią i pocałowała ją, wolno, głęboko, czule. Językiem rozchyliła wargi Flo i poczuła, jak ruda odwzajemnia pocałunek. Niesiona falą pożądania, przeniosła swoje dłonie na węzeł, który utrzymywał ręcznik na ciele wokalistki. Najpierw delikatnie dotknęła jej bladej skóry ponad linią prowizorycznego ubrania, a potem, zdecydowanym ruchem, zerwała z kobiety materiał.
‒ Isa ‒ szepnęła Florence, przyciskając kobietę do swojej nagiej piersi. ‒ Isa. Kocham cię.
‒ Ja też cię kocham, Flo.
‒ Kocham cię.
‒ Kocham cię.
Te dwa słowa rozpalały ich usta bardziej niż jakikolwiek pocałunek. Czuły, że mogłyby wypowiadać je do końca świata.
K o c h a ł y  s i ę.
W końcu mogły przyznać się do tego przed sobą. Kochały się bardziej niż ktokolwiek inny na świecie i były tego zupełnie pewne. Wiedziały, że nie wyjaśniły sobie jeszcze wielu spraw i była przed nimi długa droga, ale to nie to się dla nich liczyło.
Liczyło się, że się kochały.
‒ Nie wiem, co bym zrobiła bez twojej miłości ‒ szepnęła ruda, zanim wygięła się w łuk, pozwalając, by oczy Isabelli w pełni objęły jej nagą postać.
‒ Ja też nie wiem ‒ wymruczała w skórę pomiędzy jej piersiami.
‒ Kocham cię.
‒ Kocham cię. 





 ******
Hej, kochani! 
Chyba znów się trochę spóźniłam... ale musicie mi wybaczyć, naprawdę. Drugi rozdział tego kręgu pod koniec tygodnia :* 
J. M. xxx

środa, 28 września 2016

Królowa

,,Oh, the queen of peace always does her best to please”

Z przerażeniem wpatrywała się w scenę, która rozgrywała się w hotelowym holu. Z jej telefonu dobiegały ją skrawki słów wypowiadanych przez mężczyznę, jednak ona nie zwracała na nie uwagi.
Drżące ręce Florence były zaciśnięte na gazecie. Kobieta wyglądała, jak tykająca bomba. Isabella wyobrażała sobie, jak z jej oczu tryskając łzy. Jak znów załamuje się, gdy fala wspomnień związanych z Dalloway’em zalewa ją ‒ raz na zawsze. Jak zamyka się w sobie, jeszcze ostateczniej, jak poprzednim razem. Blondynka była świadoma, że gdy wydarzenia potoczą się w taki sposób, już nigdy nie ujrzy rudej, nie usłyszy jej głosu, nie dotknie jej, nie wyzna jej tego, co leży na dnie jej serca od czterech lat. Pozostaną jej tylko wspomnienia i marzenia, w których zawsze będą żyć razem.
W tej chwili oczekiwania na kolejny ruch Florence, niepokojąco milczącej i spiętej, wpatrującej się prosto w oczy Jasona, Isabella uświadamiała sobie ważne rzeczy. To ona doprowadziła do tego, że pismaki podsłuchały ich rozmowę. To przez nią Jason dowiedział się, gdzie jest Florence. To przez nią ruda będzie teraz cierpieć. Gdyby nie była tak samolubna, pozwoliłaby żyć kobiecie, tak chciała ‒ w ukryciu, z dala od przeszłości.
A ona ją skrzywdziła, wyciągając z powrotem na pierwsze strony gazet, sprowadzając do niej koszmary z jej przeszłości.
Koszmary z ich przeszłości.
Łzy zaczęły zbierać się w oczach blondynki. Czuła się tak źle… Tak podle. Wiedziała, że nigdy nie wybaczy sobie tego czynu.
Właśnie wtedy ujrzała, co stało się w holu.

***
Z chłodną furią wpatrywała się w jego oczy, przepełnione pewnością siebie. W spoconych palcach ruda mięła kawałek papieru, który był powodem jej cierpienia. Nic nie mówiła, a Dalloway również nie przerywał tej ciszy. Nie wiedziała, ile tak trwali ‒ może jedną sekundę, może dziesięć minut.
‒ Odpieprz się ode mnie ‒ szepnęła w końcu. Jej głos przepełniony był gniewem. ‒ Już dostatecznie zniszczyłeś moje życie. Nie mam zamiaru więcej cię oglądać.
‒ Nie żartuj, kochanie… ‒ mruknął  Dalloway, kładąc dłonie na jej talii. ‒ Ja zniszczyłem twoje życie?
‒ Nie żartuję, Jason. ‒ Gwałtownie się odsunęła. ‒ Wynoś się stąd natychmiast, albo coś ci zrobię.
‒ Kochanie, no… Wybacz mi, proszę cię, Flo. ‒ Kobieta gwałtownie wciągnęła do płuc powietrze, gdy po raz pierwszy od trzech lat ktoś nazwał ją zdrobniale. ‒ Przecież możemy to naprawić…
‒ Nie! ‒ Ręka rudej wystrzeliła w powietrze i z plaskiem uderzyła w policzek mężczyzny. ‒ Nie możemy i nie zaczniemy od nowa!
Dalloway stał z dłonią przyciśniętą do pulsującego lica i przerażeniem w oczach. Bukiet kwiatów wypadł z jego ręki i leżał na lekko przybrudzonym hotelowym dywanie. W oddali widać było paparazzich, niemal przyklejonych twarzami do szklanych drzwi budynku.
Jason nie spodziewał się tego. Nie spodziewał się, że kobieta, która tak bezgranicznie go kochała, będzie zdolna do takiego czynu. Przecież jego scenariusz tego nie przewidywał…
‒ Skrzywdziłeś mnie bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić. Dopiero teraz zrozumiałam, jaki błąd popełniłam, pozwalają ci tak mnie traktować. Wynoś się z mojego życia, albo nie ręczę za swoje dalsze czyny. ‒ Jej ton był śmiertelnie poważny.

***
Isabelle nie spodziewała się takiego biegu wydarzeń. Była przygotowana na łzy, załamanie nerwowe i histerie.
Ale nie na to, że Florence go uderzy.
Gdy zobaczyła, jak ręka kobiety zostawia czerwony ślad na policzku Jasona Dallowaya, poczuła nadzieję.
Może jest inaczej, niż wszyscy sądziliśmy… Może jest jeszcze szansa, by ją uratować…
Spojrzenie Isabelli i rudej na sekundę się skrzyżowało. Blondynka zobaczyła w oczach wokalistki nienawiść skierowaną w stronę mężczyzny oraz świadomość swoich błędów.
Jest jeszcze szansa.

***
Gdy tylko Jason opuścił hol, Florence zaczęła biec. Przeskakiwała po dwa schody na raz, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju.
Bezpiecznym. Spokojnym. Pustym.
Nie chciała nikogo teraz widzieć. Musiała uporządkować sobie w głowie kilka spraw, które właśnie do niej dotarły. Musiała uświadomić sobie, w jakim błędzie żyła przez te trzy lata ‒ pełne degrengolady i smutku. Dopiero później mogła naprawić ten błąd.
Nie mogłaby teraz spojrzeć w oczy Isabelli. Wiedziała, że jej wzrok skrzyżował się raz ze spojrzeniem blondynki podczas rozmowy z Jasonem, jednak zrobiła wszystko, by nie zdarzyło się to po raz drugi.
Prawda, jaka ukazała się Florence w pełnej krasie, uderzyła w nią jak rozpędzony pociąg, zalała ją jak tsunami. Była tak wstrząsająca, że ruda nie dałaby rady przekazać jej Isabelli.
Była już prawie przy drzwiach swojego pokoju, gdy usłyszała za sobą kroki. Szybko odwróciła się i ujrzała biegnąca za nią blondynkę. Ruda przyspieszyła, mając nadzieję, że zdąży schować się w pokoju, zanim była przyjaciółka zmusi ją do zwierzeń.
Była to jednak płonna nadzieja.
Poczuła, jak ręce Isabelli chwytają ją w pasie, a następnie przyszpilają do ściany. Blondynka pochyliła się nad ją twarzą, a jej przyspieszony po biegu oddech owiewał policzki Florence. W oczach kobiety widać było determinacje.
‒ Co się pomiędzy wami wydarzyło? ‒ zapytała cicho.
Ruda nie odpowiedziała.
‒ Flo ‒ Celowo użyła dawnej formy imienia. Poczuła, jak wokalistka zadrżała. Nie wiedziała, że tego dnia kobieta usłyszała już to zdrobnienie.
‒ Tak, Iso? ‒ Nie zwróciła się tak do niej od trzech lat. Wiedziała, że blondynka zareaguje na to słowo w jej ustach tak samo, jak ona zareagowała na ,,Flo”.
‒ Co się pomiędzy wami wydarzyło? ‒ zapytała ponownie, tym razem o wiele bardziej drżącym głosem.
‒ Nic ‒ odpowiedziała.

A potem ją pocałowała. 



****** 
Hej, kochani! 
Przepraszam za to spore opóźnienie. Reklamacje kierujcie do mojej szkoły. 
Mam nadzieję, że nie zawiedliście się ostatnim rozdziałem tego kręgu. Kolejny - jak zawsze - za dwa tygodnie. 
J. M. xx  

wtorek, 20 września 2016

Król

,, Oh, the king, gone mad within his suffering”

Jason Dalloway był dzieckiem niezwykle zamężnych ludzi. Jego urodzenie w kręgach śmietanki towarzyskiej porównywane było do narodzin nowego boga. Od dzieciństwa otaczał się pieniędzmi, kobietami w futrach oraz kartami kredytowymi, gotowymi, by w każdym momencie zapłacić za jego obfite zakupy. Dalloway był rozpuszczony i kapryśny, narzekał na wielkość swoich pokoi, krzyczał na służących i wyrzucał przez okna włoski buty, które były zakurzone.
Potem jednak Jason dorósł, jego rodzice zostali zamordowanie przez armeńską mafię, a praktycznie cały majątek został rozkradziony przez pazernych sąsiadów. Mężczyzna postanowił wyprowadzić się z rodzinnej Alabamy wraz z resztkami bogactwa i rozpocząć swoje życie na nowo ‒ w Hollywood. Jego rodzice mieli znajomości w jednej z lepszych szkół filmowych w kraju, gdzie Jason posiadł uprzednio odpowiednie doświadczenie. Bez żadnych znajomości ani wsparcia bliskich wyjechał do stolicy wielkich wytwórni i sławnych reżyserów.
Właśnie w Hollywood Jason Dalloway poznał prawdziwe życie.
Tam nikt nie stał tuż za nim, pomagając i usprawiedliwiając jego zachowanie. Tam nikogo nie ruszała wiadomość, że był synem Kerstin i Thomasa Dalloway’ów. Nikogo nie obchodziło, że mieszkał kiedyś w willi w Alabamie. Tam Jason był zwykłym pracownikiem, mieszkającym w skromnym mieszkaniu, zabiegającym o pracę i samotnie wiążący koniec z końcem.
To właśnie w Hollywood Jason Dalloway, nauczył się, że w życiu nie można mieć wszystkiego.
10 lat spędzonych w Hollywood zmieniło go nie do poznania. W jego umyśle powoli zacierały się wspomnienia dostatniego dzieciństwa. Teraz ważne było dla niego, by powoli, szczebel po szczeblu, wspinać się po drabinie kariery. Cieszył się nawet z najmniejszych wydarzeń ‒ musującego szampana, uśmiechu na twarzy swojego szefa, małej karteczki zawiadamiającej, że będzie pracował przy produkcji filmu dla Fridy Kahlo.
Piękne krajobrazy Meksyku były niczym miód na jego nową, wrażliwą duszę. Razem z ekipą filmową zwiedzał piękne miejsca, przyglądając się im z zachwytem zapierającym dech w jego piersi. Nigdy nie czuł się bardziej szczęśliwy i bardziej odgrodzony od swojej toksycznej przeszłości.
Kilka dni później wydarzyło się jednak coś, co wywróciło jego świat do góry nogami.
Poznał twórczość Florence Welch, najpiękniejszej jego zdaniem kobiety świata, zaraz po tym, jak kobieta wydała swój debiutancki krążek. Na imprezach, które organizował z kolegami z pracy, muzyka kobiety często pojawiała się jako tło do zawodów w piciu alkoholu oraz grania w pokera na pieniądze. Dalloway był także na kilku koncertach Florence And the Machine, kiedy jego kobiety koniecznie chciały zobaczyć rudą lub gdy sam miał ochotę na posłuchania na żywo dobrej muzyki.
Nigdy nie spodziewał się jednak, że wpadnie na wokalistkę podczas nagrywania filmu o Fridzie Kahlo. Ani tym bardziej, że to ona na niego wpadnie.
Gdy pierwszy raz ją ujrzał, myślał, że śni. Kobieta mówiła coś do niego, jednak on nic nie słyszał przez szum krwi w swoich uszach. Umiał tylko w kółko i w kółko przetwarzać w swoim mózgu jedną myśl: Przede mną stoi Florence Welch. Nie jest oddzielona barierkami.
‒ Czy… Czy ty jesteś Florence Welch? ‒ zapytał po chwili, mając nadzieję, że po prostu ma halucynacje. Nie był gotowy na spotkanie z artystką, którą podziwiał i uważał za piękną.
Po chwili jednak odzyskał rezon ‒ na tyle, by spławić swoich kolegów i zaproponować Florence kawę zaraz po tym, jak ujrzał w jej oczach dziwny błysk zafascynowania, który tłumaczyłby, dlaczego do niego podeszła.

Gdy wokalistka Florence And the Machine padła do jego stóp, wyznając mu miłość, wszystkie jego dawne przyzwyczajenia wróciły. Uświadomił sobie, że jeżeli swoim wyglądem i osobowością zdobył najpiękniejszą kobietę świata, może mieć wszystko.
Po początkowej skromności, którą w połowie udawał, pozwolił sobie na odsłonięcie przed rudą swoich prawdziwych cech, które nabył w dzieciństwie ‒ władczości, zaborczości, chęci postawienia na swoim. Jak mógł się przekonać, nie przeszkadzały one Florence. Wciąż była w nim niesamowicie zakochana i codziennie dzwoniła do niego, opisując, jak bardzo tęskni za nim, gdy jest w trasie. 
Nowemu, bardziej zarozumiałemu Jasonowi Dalloway’owi przestało jednak odpowiadać to, że jego kobieta, która powinna być przy jego boku, na każde jego skinienie, koncertowała po całym świecie. Chciał mieć ją przy sobie.
I przysiągł sobie, że to uczyni. Przecież ona tak go kochała.
Jego szef zaproponował mu, by wcześniej wrócił do Europy, by nacieszyć się związkiem, jednak on nie skorzystał z tej opcji. Nie chciał być przy boku Florence. Chciał, by to ona była przy jego boku, co było zasadniczą różnicą.

Postawił na swoim, ale na bardzo krótki okres. Zaraz potem ruda znów ruszyła w trasę, a on znów narzekał na to, że nie ma jej przy niej. Nie chciał do niej jechać. Chciał, by to ona jechała do niego.
Dlatego ją wtedy stracił. Bo nie kochała go na tyle mocno, by rzucić dla niego wszystko, co ma. Ale teraz, gdy nie miała nikogo oprócz niego, nie mogła go odrzucić.

***
‒ Co ty tu robisz? ‒ zapytała cicho, wypychając go za próg jadalni. Mężczyzna na sekundę stracił równowagę, nie spodziewając się, że jego była kobieta ma tyle siły.
‒ Przyjechałem do ciebie ‒ odpowiedział z prostotą. Wyciągnął zza pleców prawą rękę i wręczył Florence bukiet kwiatów.
‒ Jak to, przyjechałeś?! ‒ krzyknęła, wyprowadzona z równowagi po raz drugi w tak krótkim czasie.
‒ Myślałem, że się mnie spodziewasz ‒ odpowiedział, szczerze zdziwiony. ‒ przecież w gazecie było o tym napisane.
‒ Co?! ‒ wrzasnęła jeszcze głośniej. Podbiegła do stolika hotelowego, na którym leżała gazeta z poprzedniego dnia ‒ ta sama, którą pokazała jej na plaży Isabella Szybko przerzuciła strony, by odnaleźć artykuł o jej samej. Przemknęła wzrokiem po jego treści, tak pilnie strzeżonej przez blondynkę i aż zachłysnęła się powietrzem.
,,W rozmowie Isabelli Summers i Florence Welch kilkakrotnie padło imię i nazwisko Jasona Dalloway’a. czy to znak, że filmowiec oraz była wokalistka znów postanowili być razem? ,,Nie ma niczego nie do naprawienia”, zdradza nam Dalloway, pakując się jednocześnie do Meksyku, gdzie ma zamiar spotkać się ze swoja byłą ukochaną. ,,Będę próbował, dlaczego by nie?”.
‒ Skąd wzięły się u ciebie pismaki? ‒ wyszeptała przez zaciśnięte zęby. Uniosła swój wzrok, pełen gniewu, na ciemnowłosego.
‒ Chyba nie myślisz, że sam ich do siebie zaprosiłem ‒ rzekł spokojnie, w ogóle nie zauważając mordu w jej oczach. ‒ Po prostu przyszli, a ja… odpowiedziałem na ich pytania zgodnie z prawdą. ‒ Nachylił się nad rudą, a na jego ustach gościł szelmowski uśmiech.

***
Gdy tylko Florence wybiegła z jadalni, Isabella wyjęła telefon ze swojej torebki i drżącymi rękami wybrała jeden z numerów.
‒ To ty powiadomiłeś go, gdzie jesteśmy? ‒ zapytała gniewnie.
‒ Co ci przyszło do głowy, Iska ‒ żachnął się. ‒ Przecież dobrze wiesz, że nie robiłbym niczego bez konsultacji z tobą, a tym bardziej niczego, co może zaszkodzić… jej. ‒ Ostatnie słowo zadrżało w jego ustach.
‒ Więc uważasz, że to może jej zaszkodzić? ‒ odruchowo ściszyła głos.
‒ Miała o nim przecież zapomnieć, a nie go spotykać.
Isabella zmięła w ustach przekleństwo.       

     


****** 
Hej, kochani! 
Tak, jak obiecałam, wstawiam rozdziały czwartego kręgu. Kolejny powinien pojawić się pod koniec tego tygodnia, ponieważ jednocześnie zajmuję się moim innym opowiadaniem ;) 
J. M. xx

niedziela, 4 września 2016

Mącą w mojej głowie

,,Did I build this ship to wreck?”

Florence obudziła się, czując, że ktoś intensywnie potrząsa jej ramieniem.
‒ Co się stało? ‒ spytała i otworzyła oczy. Zobaczyła nad sobą Isabellę i lekko drgnęła, gdy uświadomiła sobie, jak blisko niej się znajduje.
‒ Kupiłam dzisiejszą gazetę i… ‒ zawiesiła głos. ‒ Po prostu zobacz.
Ruda chwyciła do ręki zwinięty w rulon dziennik i zaczęła mrugać oczami, próbując odzyskać ostrość widzenia.
‒ Na okładce ‒ dopowiedziała blondynka nieco zdenerwowanym głosem.
‒ Już patrzę, już patrzę… ‒ mruknęła Florence. Rozwinęła gazetę, a to, co ujrzała, zmroziło ją.
‒ To ja ‒ wykrztusiła w końcu.
Była na okładce gazety. Pierwszy raz od trzech lat. Być może nawet ucieszyłaby się z tego, gdyby nie to, że zdjęcie, które znajdowało się na pierwszej stronie ewidentnie było zrobione przez jednego z paparazzi. Przedstawiało ono płaczącą Florence, siedzącą w meksykańskim ogrodzie razem z Isabellą. Nagłówek głosił: ,,Czy liderka zespołu Time Machine ponownie współpracuje z Florence Welch? [DUŻO ZDJĘĆ]”
‒ To jakiś kosmiczny żart ‒ wyszeptała ruda.
Spojrzała na róg okładki, gdzie podana była strona z pełnym artykułem na jej temat, po czym przeszła na nią. Znalazła tam jeszcze więcej zdjęć ‒ ją płaczącą, przytuloną do Isabelli. Artykuł był dosyć obszerny, pełen kłamstw i niedomówień. Sugerowano w nim, że Florence postanowiła dołączyć do Time Machine, ponieważ znudziło jej się życie w cieniu sławnych przyjaciół. Isabella nie zgodziła się na to, więc ruda zaczęła błagać ją o to łzami.
‒ Radzę ci, nie czytaj tego do końca ‒ powiedziała blondynka, gdy ujrzała, że wokalistka zapoznaje się z treścią tekstu.
‒ Dlaczego? Chyba nie mogli napisać już o mnie niczego gorszego ‒ rzekła z goryczą. ‒ Ja błagająca cię łzami o dołączenie do zespołu… ‒ pokręciła głową z niedowierzeniem.
‒ Uwierz, mogli ‒ kobieta wyrwała z jej dłoni gazetę. ‒ I nie chcę, byś czytała te kłamstwa.
‒ To po co mi to pokazałaś? ‒ zapytała Florence, a jej głos wskazywał na to, że była zła. ‒ Tylko po to, żeby zaraz mi odebrać?
‒ Nie. Żebyś nie zdziwiła się tłumami pod naszym hotelem.
Isabella zostawiła ją na plaży, głęboko wstrząśniętą.

***
Gdy ziąb objął już całe ciało Florence, kobieta postanowiła udać się do hotelu i przemóc swój irracjonalny strach przed dziennikarzami, których wyobrażenie kłębiło się w jej głowie. Jej zmarznięte ciało na gwałt potrzebowało suchych i ciepłych ubrań, więc postanowiła wrócić do pokoju i zabarykadować się w nim.
Nie wiedziała, czy dreszcze, które przechodziły przez jej ciało były spowodowane bardziej emocjami, czy zimnem. Stawiała na równe kroki, które zostawiały na chodniku mokre ślady. Zbliżała się do hotelu, którego środek był wybawieniem, a podwórze pełne pismaków ‒ przekleństwem.
Wydawało jej się, że jest przygotowana, jednak gdy tylko zobaczyła tłumy kłębiące się przed budynkiem, zamarła. Mężczyźni i kobiety, z kamerami, aparatami, mikrofonami, długopisami i podkładkami do pisania. W momencie, w którym zobaczyli rudą, rzucili się na nią, przepychając, aby być jak najbliżej niej.
‒ Pani Welch, czy chciałaby pani odpowiedzieć na kilka pytań?
‒ Pani Summers powiedziała nam już kilka rzeczy, czy mogłaby pani je potwierdzić?
‒ Czy chce pani dołączyć do Time Machine?
‒ Dlaczego Isabella Summers nie chciała pani w swoim zespole?
‒ Czy chce pani wrócić do świata celebrytów?
‒ Czy pomiędzy panią a Jasonem Dalloway’em wciąż coś jest?
Pytania spadły na kobietę jednocześnie, mieszając się w jeden, wielki hałas. Zaczęła przepychać się pomiędzy dziennikarzami w stronę drzwi hotelu, ignorując ich słowa.
‒ Proszę odpowiedzieć na moje pytanie!
‒ Co zamierza pani zrobić, gdy Isabella nie przyjmie pani do Time Machine?
‒ Czy chce pani założyć nowy zespół?
‒ Czy to będzie konkurencja dla Time Machine?
Wejście do budynku było już kilka metrów przed nią, ale Florence czuła, jakby były to kilometry. Dziennikarze napierali nie tylko na jej ciało, ale i na umysł. Niektóre z pytań wdzierały się do jej głowy i nie mogła uwierzyć w to, jakie wyobrażenie o niej mają paparazzi. Po setnym pytaniu, które traktowało o odrzuceniu prośby przez Isabellę, we krwi rudej zagotował się gniew. Odwróciła się w stronę dziennikarzy, a jej wzrok przeszył ich na wskroś.
‒ Powiem tylko jedną rzecz ‒ rzekła, a miliony mikrofonów wystrzeliło w jej stronę. ‒ Jesteście ohydni. Wy i te wasze wszechobecne obiektywy, które niszczą ludzkie życia. Nienawidzę was. Odczepcie się ode mnie, bo w tym momencie nie chcę widzieć nikogo. Nikogo, rozumiecie?!
Pędem pobiegła w stronę drzwi, licząc, że dziennikarze, zajęci jej ,,wystąpieniem”, nie zatrzymają jej. I tak też  było ‒ bez żadnych przeszkód dotarła do wejścia budynku. Gdy przestępowała przez próg, usłyszała za sobą ostatnie pytanie:
‒ Jasona Dalloway’a też nie chce pani widzieć?!

Florence do wieczora przebywała w swoim pokoju. Nie reagowała na pukanie do drzwi ‒ obojętnie, czy była to Isabella, czy sprzątaczka hotelowa. Chciała w spokoju przemyśleć to wszystko, co wydarzyło się tego dnia. Analizowała każde kłamstwo, które umieszczone było w artykule, i zastanawiała się, jak członkowie jej rodziny na nie zareagują. Dokładnie przypominała sobie zdjęcia, które wydrukowane było w gazecie i każdą emocję, którą na nich widać.
A potem powracała do swojego wybuchu gniewu. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz zareagowała tak gwałtownie, ale była pewna, że to, co powiedziała paparazzim było słuszne.
Mimo to emocje, które buzowały w jej ciele, nie pozwoliły jej zasnąć. Znów musiała sięgnąć po pudełko tabletek nasennych i wysypać z niego kilka pigułek. Szybko połknęła je i położyła się na miękkim łóżku.
Zanim zasnęła, wspomniała ostatnie pytanie dziennikarza:
‒ Jasona Dalloway’a też nie chce pani widzieć?!

***
Ruda obudziła się z bolącą od tabletek nasennych głową. Szybko wstała i poszła pod prysznic, mając nadzieję, że przyniesie jej ukojenie. Zimna woda przyniosła jednak tylko wspomnienie poprzedniego ranka i samej siebie na okładce gazety. Kobieta wyszła mokra i naga z łazienki, zostawiając za sobą plamy z wody na puszystym dywanie. Szybko wytarła się i narzuciła na siebie byle jaką sukienkę.
Postanowiła wyjść z pokoju, co uważała za osobisty sukces. Przemykała się korytarzami, by dojść do hotelowej jadalni. Gdy w końcu do niej dotarła, zaczęła rozkoszować się zapachami świeżego pożywienia, którego w ustach nie miała od ponad dwudziestu czterech godzin. Łapczywie rzuciła się na jedzenie, chwaląc się w duchu za opuszczenie pokoju w celu spożycia. W którymś momencie tak bardzo zajęła się pochłanianiem coraz większych ilością pokarmu, że nie zauważyła Isabelli, która usiadła przy jej stoliku.
‒ Florence ‒ powiedziała w końcu blondynka. Ruda drgnęła, dopiero wtedy orientując się, że nie jest sama.
‒ Tak? ‒ zapytała, przełykając bułkę.
‒ Tam… Tam stoi ktoś, kto chce z tobą porozmawiać ‒ rzekła, nieco niepewnym tonem.
Wokalistka spojrzała w stronę, którą wskazała jej była przyjaciółka i niemal zachłysnęła się resztami jedzenia, które miała w jamie ustnej.
‒ Isabello… ‒ Jej głos drżał. ‒ Czy to tabletki nasenne mącą w mojej głowie… czy… czy to prawda?
W progu jadalni stał bowiem nie kto inny, jak sam Jason Dalloway.


****** 
Hej, kochani! 
Jak obiecałam, ostatnia część trzeciego kręgu. Kolejny powinien pojawić się, standardowo, za dwa tygodnie, czyli w tygodniu 19-25. 
J. M. :*