,,Without your love I’ll be so long and lost”
‒ Flo ‒ mruknęła Isabella w przerwie
pomiędzy pocałunkami. ‒ Flo…
Ruda przycisnęła ją do siebie mocno, tak
mocno, że kobieta bez problemu mogła poczuć dreszcze, które przebiegały przez
ciało wokalistki. Florence wplotła palce w jasne włosy Isabelli i z
zapamiętaniem pieściła jej usta swoimi wargami, a z jej gardła co jakiś czas
wyrywały się jęki rozkoszy. Blondynka miała wrażenie, jakby w jej przyjaciółce
pękły jakieś bariery i teraz jej pragnienia wylewały się gwałtownymi falami z
wnętrza jej ciała. Każdy, nawet najmniejszy ruch rudej przepełniony był
miłością i szczerością. Isabella była pewna, że Florence całuje ją dlatego, że
pragnie tego z całych swoich sił. I z pewnością
było to to pragnienie tłamszone w niej od dłuższego czasu.
Dlaczego jednak robiła to dopiero teraz?
Po tylu latach rozłąki i tylu wylanych w Meksyku łzach? Po tych wszystkich
oziębłych ,,Isabellach” i tajemnicach?
‒ Dlaczego? ‒ wyszeptała, odrywając
swoje usta od płonących pożądaniem warg kobiety. ‒ Dlaczego, Flo? Dlaczego
teraz?
‒ Kocham cię ‒ odpowiedziała tylko
zdławionym głosem. W jej oczach lśniły łzy. ‒ Kochałam cię przez cały ten czas.
‒ Więc dlaczego teraz, Flo? ‒ ponowiła
pytanie. Jej głos złamał się. Nie mogła myśleć o niczym innym, jak o słowach,
które przed chwilą wypowiedziała ruda.
,,K o c h a m n i e.”
‒ Ja po prostu… ‒ wzięła głęboki wdech,
zjeżdżając dłońmi na kark blondynki i mocniej ją do siebie przyciągając. ‒ Ja
po prostu nienawidziłam samej siebie.
***
‒ To wcale nie było tak, jak sobie
wyobrażaliśmy ‒ szepnęła Isabella do swojego telefonu.
‒ Jak to? Przecież wszystko pasowało.
Załamanie po rozstaniu z Jasonem, alienacja…
‒ Ale nie pasowało jej zachowanie
podczas dzisiejszego spotkania z Dallowayem ‒ przerwała mężczyźnie zniecierpliwionym
tonem. ‒ Dzisiaj wszystko mi wyjaśniła. Już rozumiem.
‒ Co rozumiesz?
‒ Dlaczego uciekła. Dlaczego nie było
jej przez te trzy lata. I dlaczego spotkanie z Jasonem było jej tak niezbędne
do wynurzenie się spod powierzchni. Ona po prostu…
Drzwi do hotelowego pokoju Isabelli
cicho się otwarły i w progu stanęła Florence. Ruda była owinięta jedynie jasnym
ręcznikiem, sięgającym jej do połowy uda, a jej włosy były mokre. Na jej całym
ciele lśniły drobne kropelki wody.
‒ Muszę już kończyć ‒ rzuciła szybko
blondynka do telefonu, po czym odrzuciła urządzenie w bok. Usłyszała dźwięk
zderzającego się plastiku z szafką nocną, jednak nie zwracała na niego uwagi.
Mogła myśleć tylko o tym, jak cudownie wyglądała kobieta zbliżająca się do niej
powoli.
‒ Kto do siebie dzwonił? ‒ zapytała Flo,
siadając na skraju łóżka.
‒ Nikt ważny. ‒ Potrząsnęła głową.
‒ Na pewno? ‒ Przyjrzała jej się
uważnie.
‒ Na pewno.
Blondynka przysunęła się do kobiety, a
ich kolana zetknęły się z sobą.
‒ Dlaczego nigdy mi o tym nie
powiedziałaś? ‒ zapytała cicho, zmieniając temat.
‒ Kiedy uświadomiłam sobie, że to
ciebie, a nie Jasona kochałam przez cały ten czas, czułam się, jakby ktoś mnie
sparaliżował. Dalloway wciąż powtarzał, że jestem do niczego i powinnam się
zmienić, bo nikt mnie nie zechce. Nie mogłam pozwolić, byś ty, tak wspaniała i
cudowna osoba, musiała żyć ze mną. ‒ Ostatnie słowo wypowiedziała z goryczą. ‒
Tego dnia, gdy wyszłam z łazienki, a ty siedziałaś na łóżku z butelką wina i
chciałaś mi coś powiedzieć, uświadomiłam sobie, że też mnie kochasz. Nie mogłam
pozwolić na to, byśmy były razem. Zbyt mocno cię kochałam, Isabello. Zrobiłam
wszystko, co w mojej mocy, byś nie dowiedziała się, że odwzajemniam twoje
uczucie. Jednak uświadomiłam sobie, że nie mogę nawet z tobą przebywać.
Pragnienie wyznania ci całej prawdy, dotknięcia cię, pocałowania, było zbyt palące. Wiedziałam, że pozostało mi już tylko
wyjechanie. Zrobiłam to wszystko tylko dlatego, że chciałam cię chronić, Iso.
Chronić przede mną samą ‒ wyznała cicho ruda. – Dlatego nie mogłam powiedzieć
ci wcześniej. Dopiero gdy dziś rano uświadomiłam sobie, jak wielkim dupkiem
jest Jason i jak bardzo to on, nie ja, potrzebuje się zmienić. Wtedy dotarło do
mnie, że być może jest szansa, byśmy były razem. ‒ Lekko się uśmiechnęła. –
Chciałam trochę poukładać to sobie w głowie, by przedstawić ci jakąś gotową
przemowę, ale… co było dalej, już sama dobrze wiesz.
‒ Wiem ‒ zgodziła się Isa, kładąc swoją
dłoń na jej ręce. ‒ Nadal nie mogę uwierzyć, jak okrutny był dla ciebie Jason.
Myśleliśmy, że po prostu jesteś załamana po rozstaniu z nim, a ty… nie
akceptowałaś samej siebie, nienawidziłaś
samej siebie. Przez niego. To tysiąc razy gorsze.
‒ Myśleliśmy? ‒ Florence spojrzała
blondynce prosto w oczy.
‒ Cały zespół ‒ skonkretyzowała. ‒ Bardzo
długo spotykaliśmy się razem i próbowaliśmy wymyślić jakiś plan, żeby cię
ocalić i sprowadzić do nas. Brakowało nam cię.
‒ A mimo to założyliście Time Machine. ‒
W jej słowach dało się słyszeć nutę wyrzutu. ‒ Tak, jakbyście jednak o mnie
zapomnieli.
‒ Nigdy o tobie nie zapomnieliśmy. ‒
Kobieta wyciągnęła przed siebie ręce i przygarnęła Florence do swojej piersi. ‒
Nawet nazwa naszego zespołu nawiązywała do czasów, gdy z nami byłaś. Mieliśmy
nadzieję, że dzięki temu, że powrócimy do grania, wspomnienia związane z tobą
będą żywsze. Że to będzie nasz mały wehikuł czasu. A gdy zaczęły o nas pisać
gazety, liczyliśmy na to, że przeczytasz o nas artykuł i zapragniesz wrócić.
‒ Pudło. Nie czytałam gazet. ‒
Roześmiała się.
‒ Co ty w ogóle wtedy robiłaś? ‒
Blondynka ukryła twarz we włosach kobiety.
‒ Upijałam się. Wydawałam
pieniądze. Zażywałam tabletki nasenne. Myślałam o tobie. ‒ Zadarła głowę, bo
spojrzeć na nią. ‒ Codziennie. Nie było dnia, kiedy twój obraz nie pojawiłby
się w mojej głowie.
Isa nie odpowiedziała, tylko nachyliła
się nad nią i pocałowała ją, wolno, głęboko, czule. Językiem rozchyliła wargi
Flo i poczuła, jak ruda odwzajemnia pocałunek. Niesiona falą pożądania,
przeniosła swoje dłonie na węzeł, który utrzymywał ręcznik na ciele wokalistki.
Najpierw delikatnie dotknęła jej bladej skóry ponad linią prowizorycznego
ubrania, a potem, zdecydowanym ruchem, zerwała z kobiety materiał.
‒ Isa ‒ szepnęła Florence, przyciskając
kobietę do swojej nagiej piersi. ‒ Isa. Kocham cię.
‒ Ja też cię kocham, Flo.
‒ Kocham cię.
‒ Kocham cię.
Te dwa słowa rozpalały ich usta bardziej
niż jakikolwiek pocałunek. Czuły, że mogłyby wypowiadać je do końca świata.
K o c h a ł y s i ę.
W końcu mogły przyznać się do tego przed
sobą. Kochały się bardziej niż ktokolwiek inny na świecie i były tego zupełnie
pewne. Wiedziały, że nie wyjaśniły sobie jeszcze wielu spraw i była przed nimi
długa droga, ale to nie to się dla nich liczyło.
Liczyło się, że się kochały.
‒ Nie wiem, co bym zrobiła bez twojej
miłości ‒ szepnęła ruda, zanim wygięła się w łuk, pozwalając, by oczy Isabelli
w pełni objęły jej nagą postać.
‒ Ja też nie wiem ‒ wymruczała w skórę
pomiędzy jej piersiami.
‒ Kocham cię.
‒ Kocham cię.
******
Hej, kochani!
Chyba znów się trochę spóźniłam... ale musicie mi wybaczyć, naprawdę. Drugi rozdział tego kręgu pod koniec tygodnia :*
J. M. xxx
jak widzę brak komentarzy, to mnie ściska, ale przeczytam dopiero jak skończysz, co sama wiesz, więc komentarz piszę Ci do statystyki.
OdpowiedzUsuńbtw Carol była piękna
me/J.