,,Maybe I’ve always been more comfortable in chaos”
W przerwie pomiędzy trasami promującymi nowy
album, Isabella i Florence postanowiły wybrać się na wakacje.
– Pojedźmy w jakieś egzotyczne miejsce –
powiedziała z rozmarzeniem blondynka. Na kolanach trzymała mapę polityczną
świata i analizowała ją z uwagą.
– Może Paragwaj? – zaproponowała Florence.
Stała przed lustrem i sprawdzała, czy w ostatnio zakupionej sukience wygląda
tak dobrze, jak wydawało jej się w przebieralni.
– Nie… – Isabella pokręciła głową. Jej palec
z pomalowanym paznokciem wolno przesuwał się po papierze. – Wiem! Pojedźmy do
Meksyku!
– Do Meksyku? Isa, chyba upadłaś na głowę –
skrzywiła się ruda.
– Daj spokój, Flo. Będzie fajnie – wstała i
podeszła do przyjaciółki. – Obiecuję ci to jako twoja Isa Machine. Pomyśl…
Będziemy pić meksykańskie drinki, może trafimy na Święto Zmarłych…
– No dobra, niech będzie już ten Meksyk –
rzekła Florence, jednak jej głos świadczył o tym, że nie była jeszcze do końca
przekonana do tego pomysłu. – Ale za to ty załatwiasz wszystkie sprawy związane
z wyjazdem.
– Nie ma sprawy! – krzyknęła podekscytowana
blondynka. – Zobaczysz, jeszcze będziesz m dziękować za ten wyjazd!
Ruszyła w stronę drzwi, aby udać się do
swojego pokoju. Gdy była już w progu, na chwilę odwróciła się i rzuciła:
– Wyglądasz w tej sukience bardzo dobrze,
Flo.
Ruda uśmiechnęła się pod nosem.
Już tydzień później siedziały w samolocie,
który z ich rodzinnego Londynu kierował się w stronę Mexico.
– A nie mówiłam? A nie mówiłam, że wszystko
załatwię? I to do tego jak! – mówiła zadowolona Isabella, wyglądając przez okno
maszyny.
– Mówiłaś, mówiłaś – Florence z radością
wpatrywała się w swoją szczęśliwą przyjaciółkę.
Od kiedy tylko ruda zgodziła się na wyjazd
do Meksyku, Isabella tryskała radością. Była weselsza niż zawsze, cały czas się
uśmiechała i wszystkim z zaaferowaniem opowiadała o ich zaplanowanych
wakacjach. Również Florence, widząc rozemocjonowanie blondynki, coraz bardziej
cieszyła się na ten wyjazd.
***
Hotel, w którym miały mieszkać, okazał się
cudowny. Isabella i Florence od razu zachwyciły się nim, jego wnętrzem, jak i
zewnętrzem, a przede wszystkim ogrodem, który się przy nim zajmował. Już
pierwszego dnia zawitały do niego, zajmując jedną z ławek, która później miała
stać się ich ławką.
Drugiego dnia, gdy przebywały w ogrodzie,
zobaczyły ekipę filmową, która szła ulicą przed ich hotelem. Sponad liści
krzewów widać było głowy ucharakteryzowanych aktorów, kamery razem z ich
operatorami oraz mężczyznę w kamizelce z napisem ,,Reżyser” i jego pomocników.
– Niezłe z nich ciacha – powiedziała
Isabella, przygryzając dolną wargę, a po chwili wybuchła perlistym śmiechem.
Florence musiała przyznać jej rację.
Większość mężczyzn, która podążała za reżyserem, była naprawdę przystojna. Ruda
zwróciła jednak szczególną uwagę tylko na jednego z nich. Jego czarna czupryna
wyłoniła się zza krzewów, a zaraz po niej ukazała się piękna, męska twarz.
Mężczyzna był opalony, o ciemnej oprawie oczu i wąskich ustach. Z ożywieniem
rozmawiał z jednym ze swoich kolegów.
– Poczekaj, Isa – kobieta szybko wstała i
zaczęła iść w stronę wyjścia z ogrodu, swoją nagłą decyzją wprawiając
przyjaciółkę w osłupienie.
– Cześć – powiedziała nieco nieśmiało i
podeszła do ciemnowłosego. Ten odwrócił się w jej stronę, otwierając usta, by
coś powiedzieć, jednak gdy tylko ją zobaczył, zabrakło mu w płucach tlenu.
– Chciałam się zapytać, co kręcicie – dodała Florence, zaskoczona milczeniem i
wytrzeszczem oczu mężczyzny.
– Czy… Czy ty jesteś Florence Welch? –
wykrztusił w końcu, w ogóle nie zwracając uwagi na jej poprzednie słowa.
– Tak – odpowiedziała, przez ułamek sekundy
zastanawiając się, skąd ciemnowłosy zna jej imię i nazwisko. Dopiero po chwili
przypomniała sobie, kim jest. – No
tak, zapomniałam, że jestem sławna – mruknęła do siebie. Zauważyła, że już nie
tylko przystojny szatyn wpatruje się w nią z wytrzeszczem gałek ocznych.
– Zapomniałaś? – krótko się zaśmiał. –
Przecież… Przecież jesteś sławna. Od tylu lat.
– Wiem, że powinnam pamiętać – teatralnie
wywróciła oczami. – Ale ponowię swoje pytanie: co kręcicie?
– Och, to będzie film o… – inny pomocnik
reżysera, wysoki blondyn, z zaaferowaniem zbliżył się do Florence. Dopiero, gdy
ciemnowłosy spiorunował go wzrokiem, ostudził się jego entuzjazm – O… o takich
tam ludziach – dokończył.
– Tym ,,takim tam człowiekiem” jest Frida
Kahlo – powiedział przystojny mężczyzna, z pogardą spoglądając na kolegę.
– Kręcicie film o Fridzie? O mój Boże! –
wykrzyknęła Florence. Jej oczy zalśniły. – Czy mogłabym przeczytać scenariusz?
Mężczyzna ochoczo podbiegł do reżysera, po
czym przyniósł kobiecie skrypt. Ruda chciwie zacisnęła na nim palce i zaczęła
go czytać. Jej oczy szybko przesuwały się po tekście.
– A tak w ogóle, jestem Jason Dalloway –
rzucił, niby od niechcenia, wyciągając przed siebie dłoń. Florence szybko
uścisnęła ją, mrucząc swoje imię i nazwisko, po czym znów zaczęła czytać.
– Nie obraziłabyś się, gdybym zaproponował
ci kawę? – zapytał.
– Nie zdziwiłbyś się, gdybym powiedział ci,
że chciałam zaproponować ci to samo? – podniosła na niego wzrok, figlarnie
unosząc jedną brew.
***
Isabella siedziała na swoim łóżku, nerwowo
wpatrując się w drzwi wejściowe mijała już kolejna godzina, podczas której
Florence nie było w hotelowym pokoju. Blondynka ostatni raz widziała ją w
ogrodzie, z którego nagle wybiegła, by dołączyć do ekipy filmowej.
Kobieta spuściła wzrok na butelkę wina,,
którą trzymała w ręce. Kupiła ją specjalnie na ten wieczór, aby wypiły ją razem
z Florence i… porozmawiały. W głowie Isabelli już tworzyła się przemowa, którą
miała przedstawić swojej przyjaciółce. Nie zdążyła jednak ułożyć jej całej,
ponieważ drzwi do pomieszczenia gwałtownie się otworzyły. Do pokoju weszła
ruda. Miała zaróżowione policzki i błyszczące oczy. Blondynka już wstawała z
łóżka i otwierała usta, by coś powiedzieć, gdy Florence wykrztusiła:
– Chyba się zakochałam.
Tymi trzema słowami rozbiła świat Isabelli,
wprowadzając do niego chaos.
***
Florence znów
przymknęła oczy i zaczęła głęboko oddychać.
– Jak się
czujesz? – zapytała cicho Isabella.
– A jak mam się
czuć? To wszystko wróciło…Jason…
W jej wzroku
widać było cierpienie. Zapewne oskarżała o nie blondynkę – w końcu to ona
namówiła ją do przypomnienia sobie tego wszystkiego. Florence nie wiedziała
jednak, że i Isabella od nowa przeżywa te wydarzenia – ze swojej perspektywy,
równie bolesnej.
– Mów dalej,
Florence. Mów, jeśli tylko możesz – szepnęła.
Ruda wzięła
głęboki wdech i kontynuowała opowieść.
***
Hej, kochani!
Z lekkim opóźnieniem, ale dodaję kolejny rozdział. Druga część kręgu może nie zostać dodana do końca tygodnia, ale postaram się, by i to opóźnienie nie było zbyt duże.
Wasza J. M. :*
O nie! Znowu musiało wszystko wrócić?
OdpowiedzUsuńIsa chciała pomóc, nie sądziła, że taki będzie finał tego wszystkiego... no cóż. Nie pozostało mi nic innego jak życzyć im powodzenia.
W ogóle, świetny pomysł z tym Meksykiem ;D Przyjaciółka była i bardzo sobie chwaliła te wakacje ;D hahaha.
Pozdrawiam! :*
~ MonaVeerax3
O tak, powodzenie im się przyda. Choć finał jeszcze nie nadszedł... to dopiero początek ,,terapii" Isy ;)
UsuńRównież pozdrawiam! J. M.