,,Oh, the queen of peace always does her best to
please”
Z przerażeniem wpatrywała się w scenę,
która rozgrywała się w hotelowym holu. Z jej telefonu dobiegały ją skrawki słów
wypowiadanych przez mężczyznę, jednak ona nie zwracała na nie uwagi.
Drżące ręce Florence były zaciśnięte na
gazecie. Kobieta wyglądała, jak tykająca bomba. Isabella wyobrażała sobie, jak
z jej oczu tryskając łzy. Jak znów załamuje się, gdy fala wspomnień związanych
z Dalloway’em zalewa ją ‒ raz na zawsze. Jak zamyka się w sobie, jeszcze
ostateczniej, jak poprzednim razem. Blondynka była świadoma, że gdy wydarzenia
potoczą się w taki sposób, już nigdy nie ujrzy rudej, nie usłyszy jej głosu,
nie dotknie jej, nie wyzna jej tego, co leży na dnie jej serca od czterech lat.
Pozostaną jej tylko wspomnienia i marzenia, w których zawsze będą żyć razem.
W tej chwili oczekiwania na kolejny ruch
Florence, niepokojąco milczącej i spiętej, wpatrującej się prosto w oczy
Jasona, Isabella uświadamiała sobie ważne rzeczy. To ona doprowadziła do tego,
że pismaki podsłuchały ich rozmowę. To przez nią Jason dowiedział się, gdzie
jest Florence. To przez nią ruda będzie teraz cierpieć. Gdyby nie była tak
samolubna, pozwoliłaby żyć kobiecie, tak chciała ‒ w ukryciu, z dala od przeszłości.
A ona ją skrzywdziła, wyciągając z
powrotem na pierwsze strony gazet, sprowadzając do niej koszmary z jej
przeszłości.
Koszmary z ich przeszłości.
Łzy zaczęły zbierać się w oczach
blondynki. Czuła się tak źle… Tak podle. Wiedziała, że nigdy nie wybaczy sobie
tego czynu.
Właśnie wtedy ujrzała, co stało się w
holu.
***
Z chłodną furią wpatrywała się w jego
oczy, przepełnione pewnością siebie. W spoconych palcach ruda mięła kawałek
papieru, który był powodem jej cierpienia. Nic nie mówiła, a Dalloway również
nie przerywał tej ciszy. Nie wiedziała, ile tak trwali ‒ może jedną sekundę,
może dziesięć minut.
‒ Odpieprz się ode mnie ‒ szepnęła w
końcu. Jej głos przepełniony był gniewem. ‒ Już dostatecznie zniszczyłeś moje
życie. Nie mam zamiaru więcej cię oglądać.
‒ Nie żartuj, kochanie… ‒ mruknął Dalloway, kładąc dłonie na jej talii. ‒ Ja
zniszczyłem twoje życie?
‒ Nie żartuję, Jason. ‒ Gwałtownie się
odsunęła. ‒ Wynoś się stąd natychmiast, albo coś ci zrobię.
‒ Kochanie, no… Wybacz mi, proszę cię,
Flo. ‒ Kobieta gwałtownie wciągnęła do płuc powietrze, gdy po raz pierwszy od
trzech lat ktoś nazwał ją zdrobniale. ‒ Przecież możemy to naprawić…
‒ Nie! ‒ Ręka rudej wystrzeliła w
powietrze i z plaskiem uderzyła w policzek mężczyzny. ‒ Nie możemy i nie
zaczniemy od nowa!
Dalloway stał z dłonią przyciśniętą do pulsującego
lica i przerażeniem w oczach. Bukiet kwiatów wypadł z jego ręki i leżał na
lekko przybrudzonym hotelowym dywanie. W oddali widać było paparazzich, niemal
przyklejonych twarzami do szklanych drzwi budynku.
Jason nie spodziewał się tego. Nie
spodziewał się, że kobieta, która tak bezgranicznie go kochała, będzie zdolna
do takiego czynu. Przecież jego scenariusz tego nie przewidywał…
‒ Skrzywdziłeś mnie bardziej, niż możesz
to sobie wyobrazić. Dopiero teraz zrozumiałam, jaki błąd popełniłam, pozwalają
ci tak mnie traktować. Wynoś się z mojego życia, albo nie ręczę za swoje dalsze
czyny. ‒ Jej ton był śmiertelnie poważny.
***
Isabelle nie spodziewała się takiego
biegu wydarzeń. Była przygotowana na łzy, załamanie nerwowe i histerie.
Ale nie na to, że Florence go uderzy.
Gdy zobaczyła, jak ręka kobiety zostawia
czerwony ślad na policzku Jasona Dallowaya, poczuła nadzieję.
Może
jest inaczej, niż wszyscy sądziliśmy… Może jest jeszcze szansa, by ją uratować…
Spojrzenie Isabelli i rudej na sekundę się
skrzyżowało. Blondynka zobaczyła w oczach wokalistki nienawiść skierowaną w
stronę mężczyzny oraz świadomość swoich błędów.
Jest
jeszcze szansa.
***
Gdy tylko Jason opuścił hol, Florence
zaczęła biec. Przeskakiwała po dwa schody na raz, chcąc jak najszybciej znaleźć
się w swoim pokoju.
Bezpiecznym. Spokojnym. Pustym.
Nie chciała nikogo teraz widzieć.
Musiała uporządkować sobie w głowie kilka spraw, które właśnie do niej dotarły.
Musiała uświadomić sobie, w jakim błędzie żyła przez te trzy lata ‒ pełne
degrengolady i smutku. Dopiero później mogła naprawić ten błąd.
Nie mogłaby teraz spojrzeć w oczy
Isabelli. Wiedziała, że jej wzrok skrzyżował się raz ze spojrzeniem blondynki
podczas rozmowy z Jasonem, jednak zrobiła wszystko, by nie zdarzyło się to po
raz drugi.
Prawda, jaka ukazała się Florence w
pełnej krasie, uderzyła w nią jak rozpędzony pociąg, zalała ją jak tsunami. Była
tak wstrząsająca, że ruda nie dałaby rady przekazać jej Isabelli.
Była już prawie przy drzwiach swojego
pokoju, gdy usłyszała za sobą kroki. Szybko odwróciła się i ujrzała biegnąca za
nią blondynkę. Ruda przyspieszyła, mając nadzieję, że zdąży schować się w
pokoju, zanim była przyjaciółka zmusi ją do zwierzeń.
Była to jednak płonna nadzieja.
Poczuła, jak ręce Isabelli chwytają ją w
pasie, a następnie przyszpilają do ściany. Blondynka pochyliła się nad ją
twarzą, a jej przyspieszony po biegu oddech owiewał policzki Florence. W oczach
kobiety widać było determinacje.
‒ Co się pomiędzy wami wydarzyło? ‒
zapytała cicho.
Ruda nie odpowiedziała.
‒ Flo ‒ Celowo użyła dawnej formy
imienia. Poczuła, jak wokalistka zadrżała. Nie wiedziała, że tego dnia kobieta
usłyszała już to zdrobnienie.
‒ Tak, Iso? ‒ Nie zwróciła się tak do
niej od trzech lat. Wiedziała, że blondynka zareaguje na to słowo w jej ustach
tak samo, jak ona zareagowała na ,,Flo”.
‒ Co się pomiędzy wami wydarzyło? ‒
zapytała ponownie, tym razem o wiele bardziej drżącym głosem.
‒ Nic ‒ odpowiedziała.
A potem ją pocałowała.
******
Hej, kochani!
Przepraszam za to spore opóźnienie. Reklamacje kierujcie do mojej szkoły.
Mam nadzieję, że nie zawiedliście się ostatnim rozdziałem tego kręgu. Kolejny - jak zawsze - za dwa tygodnie.
J. M. xx