wtorek, 20 września 2016

Król

,, Oh, the king, gone mad within his suffering”

Jason Dalloway był dzieckiem niezwykle zamężnych ludzi. Jego urodzenie w kręgach śmietanki towarzyskiej porównywane było do narodzin nowego boga. Od dzieciństwa otaczał się pieniędzmi, kobietami w futrach oraz kartami kredytowymi, gotowymi, by w każdym momencie zapłacić za jego obfite zakupy. Dalloway był rozpuszczony i kapryśny, narzekał na wielkość swoich pokoi, krzyczał na służących i wyrzucał przez okna włoski buty, które były zakurzone.
Potem jednak Jason dorósł, jego rodzice zostali zamordowanie przez armeńską mafię, a praktycznie cały majątek został rozkradziony przez pazernych sąsiadów. Mężczyzna postanowił wyprowadzić się z rodzinnej Alabamy wraz z resztkami bogactwa i rozpocząć swoje życie na nowo ‒ w Hollywood. Jego rodzice mieli znajomości w jednej z lepszych szkół filmowych w kraju, gdzie Jason posiadł uprzednio odpowiednie doświadczenie. Bez żadnych znajomości ani wsparcia bliskich wyjechał do stolicy wielkich wytwórni i sławnych reżyserów.
Właśnie w Hollywood Jason Dalloway poznał prawdziwe życie.
Tam nikt nie stał tuż za nim, pomagając i usprawiedliwiając jego zachowanie. Tam nikogo nie ruszała wiadomość, że był synem Kerstin i Thomasa Dalloway’ów. Nikogo nie obchodziło, że mieszkał kiedyś w willi w Alabamie. Tam Jason był zwykłym pracownikiem, mieszkającym w skromnym mieszkaniu, zabiegającym o pracę i samotnie wiążący koniec z końcem.
To właśnie w Hollywood Jason Dalloway, nauczył się, że w życiu nie można mieć wszystkiego.
10 lat spędzonych w Hollywood zmieniło go nie do poznania. W jego umyśle powoli zacierały się wspomnienia dostatniego dzieciństwa. Teraz ważne było dla niego, by powoli, szczebel po szczeblu, wspinać się po drabinie kariery. Cieszył się nawet z najmniejszych wydarzeń ‒ musującego szampana, uśmiechu na twarzy swojego szefa, małej karteczki zawiadamiającej, że będzie pracował przy produkcji filmu dla Fridy Kahlo.
Piękne krajobrazy Meksyku były niczym miód na jego nową, wrażliwą duszę. Razem z ekipą filmową zwiedzał piękne miejsca, przyglądając się im z zachwytem zapierającym dech w jego piersi. Nigdy nie czuł się bardziej szczęśliwy i bardziej odgrodzony od swojej toksycznej przeszłości.
Kilka dni później wydarzyło się jednak coś, co wywróciło jego świat do góry nogami.
Poznał twórczość Florence Welch, najpiękniejszej jego zdaniem kobiety świata, zaraz po tym, jak kobieta wydała swój debiutancki krążek. Na imprezach, które organizował z kolegami z pracy, muzyka kobiety często pojawiała się jako tło do zawodów w piciu alkoholu oraz grania w pokera na pieniądze. Dalloway był także na kilku koncertach Florence And the Machine, kiedy jego kobiety koniecznie chciały zobaczyć rudą lub gdy sam miał ochotę na posłuchania na żywo dobrej muzyki.
Nigdy nie spodziewał się jednak, że wpadnie na wokalistkę podczas nagrywania filmu o Fridzie Kahlo. Ani tym bardziej, że to ona na niego wpadnie.
Gdy pierwszy raz ją ujrzał, myślał, że śni. Kobieta mówiła coś do niego, jednak on nic nie słyszał przez szum krwi w swoich uszach. Umiał tylko w kółko i w kółko przetwarzać w swoim mózgu jedną myśl: Przede mną stoi Florence Welch. Nie jest oddzielona barierkami.
‒ Czy… Czy ty jesteś Florence Welch? ‒ zapytał po chwili, mając nadzieję, że po prostu ma halucynacje. Nie był gotowy na spotkanie z artystką, którą podziwiał i uważał za piękną.
Po chwili jednak odzyskał rezon ‒ na tyle, by spławić swoich kolegów i zaproponować Florence kawę zaraz po tym, jak ujrzał w jej oczach dziwny błysk zafascynowania, który tłumaczyłby, dlaczego do niego podeszła.

Gdy wokalistka Florence And the Machine padła do jego stóp, wyznając mu miłość, wszystkie jego dawne przyzwyczajenia wróciły. Uświadomił sobie, że jeżeli swoim wyglądem i osobowością zdobył najpiękniejszą kobietę świata, może mieć wszystko.
Po początkowej skromności, którą w połowie udawał, pozwolił sobie na odsłonięcie przed rudą swoich prawdziwych cech, które nabył w dzieciństwie ‒ władczości, zaborczości, chęci postawienia na swoim. Jak mógł się przekonać, nie przeszkadzały one Florence. Wciąż była w nim niesamowicie zakochana i codziennie dzwoniła do niego, opisując, jak bardzo tęskni za nim, gdy jest w trasie. 
Nowemu, bardziej zarozumiałemu Jasonowi Dalloway’owi przestało jednak odpowiadać to, że jego kobieta, która powinna być przy jego boku, na każde jego skinienie, koncertowała po całym świecie. Chciał mieć ją przy sobie.
I przysiągł sobie, że to uczyni. Przecież ona tak go kochała.
Jego szef zaproponował mu, by wcześniej wrócił do Europy, by nacieszyć się związkiem, jednak on nie skorzystał z tej opcji. Nie chciał być przy boku Florence. Chciał, by to ona była przy jego boku, co było zasadniczą różnicą.

Postawił na swoim, ale na bardzo krótki okres. Zaraz potem ruda znów ruszyła w trasę, a on znów narzekał na to, że nie ma jej przy niej. Nie chciał do niej jechać. Chciał, by to ona jechała do niego.
Dlatego ją wtedy stracił. Bo nie kochała go na tyle mocno, by rzucić dla niego wszystko, co ma. Ale teraz, gdy nie miała nikogo oprócz niego, nie mogła go odrzucić.

***
‒ Co ty tu robisz? ‒ zapytała cicho, wypychając go za próg jadalni. Mężczyzna na sekundę stracił równowagę, nie spodziewając się, że jego była kobieta ma tyle siły.
‒ Przyjechałem do ciebie ‒ odpowiedział z prostotą. Wyciągnął zza pleców prawą rękę i wręczył Florence bukiet kwiatów.
‒ Jak to, przyjechałeś?! ‒ krzyknęła, wyprowadzona z równowagi po raz drugi w tak krótkim czasie.
‒ Myślałem, że się mnie spodziewasz ‒ odpowiedział, szczerze zdziwiony. ‒ przecież w gazecie było o tym napisane.
‒ Co?! ‒ wrzasnęła jeszcze głośniej. Podbiegła do stolika hotelowego, na którym leżała gazeta z poprzedniego dnia ‒ ta sama, którą pokazała jej na plaży Isabella Szybko przerzuciła strony, by odnaleźć artykuł o jej samej. Przemknęła wzrokiem po jego treści, tak pilnie strzeżonej przez blondynkę i aż zachłysnęła się powietrzem.
,,W rozmowie Isabelli Summers i Florence Welch kilkakrotnie padło imię i nazwisko Jasona Dalloway’a. czy to znak, że filmowiec oraz była wokalistka znów postanowili być razem? ,,Nie ma niczego nie do naprawienia”, zdradza nam Dalloway, pakując się jednocześnie do Meksyku, gdzie ma zamiar spotkać się ze swoja byłą ukochaną. ,,Będę próbował, dlaczego by nie?”.
‒ Skąd wzięły się u ciebie pismaki? ‒ wyszeptała przez zaciśnięte zęby. Uniosła swój wzrok, pełen gniewu, na ciemnowłosego.
‒ Chyba nie myślisz, że sam ich do siebie zaprosiłem ‒ rzekł spokojnie, w ogóle nie zauważając mordu w jej oczach. ‒ Po prostu przyszli, a ja… odpowiedziałem na ich pytania zgodnie z prawdą. ‒ Nachylił się nad rudą, a na jego ustach gościł szelmowski uśmiech.

***
Gdy tylko Florence wybiegła z jadalni, Isabella wyjęła telefon ze swojej torebki i drżącymi rękami wybrała jeden z numerów.
‒ To ty powiadomiłeś go, gdzie jesteśmy? ‒ zapytała gniewnie.
‒ Co ci przyszło do głowy, Iska ‒ żachnął się. ‒ Przecież dobrze wiesz, że nie robiłbym niczego bez konsultacji z tobą, a tym bardziej niczego, co może zaszkodzić… jej. ‒ Ostatnie słowo zadrżało w jego ustach.
‒ Więc uważasz, że to może jej zaszkodzić? ‒ odruchowo ściszyła głos.
‒ Miała o nim przecież zapomnieć, a nie go spotykać.
Isabella zmięła w ustach przekleństwo.       

     


****** 
Hej, kochani! 
Tak, jak obiecałam, wstawiam rozdziały czwartego kręgu. Kolejny powinien pojawić się pod koniec tego tygodnia, ponieważ jednocześnie zajmuję się moim innym opowiadaniem ;) 
J. M. xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz